poniedziałek, 2 lutego 2009

Green is the new red

Oł je, bardzo mi się podoba to hasło, szczególnie patrząc przez pryzmat tego całego "red scare" w Stanach Zjednoczonych X lat temu. Może w Polsce green scare jeszcze nie rozwinął się tak dobitnie, ale patrząc na forum onetu (i - o zgrozo - coraz częściej na gazeta.pl) widać jego zalążki.

Serwis Greenisthenewred.com powstał kilka lat temu właśnie po to, aby śledzić absurdalną wojnę ideologiczną w USA i prezentować najświeższe relacje z frontu - po co przecież mamy zajmować się ważnymi rzeczami, jak np. organiczenie emisji co2 i metanu, lepiej wykreujmy tutaj, na naszym podwórku, wielkiego potwora, doróbmy mu podwójne - nie! - poczwórne rogi, i straszmy nim wszystkie okoliczne dzieciaki (i ich rodziców). Tak! To rozwiąże wszystkie nasze problemy!

Aktywistom prozwierzęcym w Stanach Zjednoczonych coraz trudniej jest działać. Po uchwaleniu Animal Enterprise Terrorism Act każde - co więcej, każde legalne np. w Polsce - działanie może zostać sklasyfikowane jako ekoterroryzm (najbardziej nadużywane w tamtejszych mediach słowo). AEPA polega w skrócie na tym, że jeśli działasz dla dobra zwierząt, i doprowadzisz swoimi działaniami do strat finansowych firm, które z eksploatowania zwierząt żyją, to łamiesz prawo i idziesz do pierdla. Czy muszę tłumaczyć jak wielki jest to absurd? Legalnie działający aktywiści prozwierzęcy (że o ALF nie wspomnę) są wg rządu amerykańskiego groźniejszi, niż np. zamachowcy-samobójcy, którzy przecież mają życia na sumieniu - i to różni ich od takiego ALFu, którego działania oparte są na zasadzie non-violence ("przemoc" polegająca na zniszczeniu klatek czy laboratorium to nie przemoc, to akt wandalizmu, do diaska!); różnica między zamachowcami a legalnie działającymi organizacjami jest oczywista i nie wymaga raczej tłumaczenia.

Przesądy, stereotypy, strach, frustracje - poczytajcie sobie, do jakich absurdów mogą doprowadzić.

Brak komentarzy: