niedziela, 31 grudnia 2006

Z ostatniej chwili... a może na ostatnią chwilę?

Przed kilkoma minutami kolega polecił mi trzy interesujące zespoły:

Rabbit Junk (całkiem niezła jakość, jak na YouTube):



Bastards United, podpierając swoją sugestię tym oto klipem (do zassania stąd):



Trzecią równie interesującą bandą są The Shizit (można ich zassać na licencji Creative Commons stąd):



Cóż mogę rzecz, koledze należą się gorące podziękowania za objawienie mi tych zespołów (już złożone). Kiedy myślałam, że w hardkorze wszystko już zostało powiedziane, pojawiają się w moim życiu BU i The Shizit. Mam czego słuchać w Sylwestra.

Aha, no i wszystkim nie w temacie polecam dla poszerzenia horyzontów DTrashRecords. Mnóstwo interesującej muzy do ściągnięcia na legalu. Tak samo sprawda się ma z polskim DHC ...no co? Dziwna muzyka? A życie nie bywa dziwne przez większość czasu?

piątek, 29 grudnia 2006

Grudniowa Masa Krytyczna

Jak w każdy ostatni piątek miesiąca, ulicami miasta stołecznego przejechała masa krytyczna. Sporą frekwencją, jak na grudzień, pruliśmy po asfaltach i po bruku. Poniżej kilka zdjęć, nie z prucia właściwego coprawda, ale z przygotowań do oraz świętowania po.

Proszę o wybaczenie za nieostrość tudzież rozmazania, stawiam pierwsze kroki w fotografowaniu.



Jedna czwarta grudniowego Zjazdu Planetarnego.












Ania - przynajmniej odblaski wyszły ostro.













Ojciec Dyrektor.













Najpiękniejszy rower w mieście. Nie widać tego niestety na zdjęciu, ale rower ma z przodu namalowaną na biało różę; na błotniku na łańcuch również. Rower moich snów...










A zwą go Ogr Xun Vix.













Niespodziankowy postój na rynku Starego Miasta. Wyobraźmy sobie kółeczka wokół syrenki w lipcu...












Prawie widać jak rowery górą. Prawie robi wielką różnicę!


























Bo ci masowicze to tacy ruchliwi są!














Gorąca latynoska krew. Wybacz, nie mogłam się oprzeć.














Było tak, jak zawsze, czyli gdzieś pomiędzy całkiem nieźle a fenomenalnie - zależy kto ocenia.

środa, 27 grudnia 2006

Świeżość według Leader Price


Taaak... mój brat pracował dwa dni przy inwentaryzacji [czyt. przekładanie towarów za 5,05zł za godzinę] w LP, i trochę się naoglądał. Część z tego raczył opowiedzieć mi, a to, co zapamiętałam, raczę spisać tutaj, mniej więcej ładnie i prawie składnie.

W sumie to pamiętam bardzo mało. Pierwszą rzeczą jest przebijanie dat ważności. Byłam nawet całkiem niedawno w LP i brat pokazywał mi, że niektóre z dat są ścieralne, zwyczajnie za pomocą palca (czego nie omieszkał mi brat zademonstrować). Wprawiło mnie to w stan irytacji, ten sam, kiedy okazuje się, że najgłupszy student w twojej grupie dostaje lepszą ocenę z kolosa od ciebie. W każdym razie, mechanizm jest taki: zbliża się koniec daty ważności -> ścieru, ścieru, dato ważności żegnaj -> druku, druku, nowa dato witaj.

Po zakończeniiu inwentaryzacji brat przez dwa tygodnie nie mógł patrzeć na makarony w domu. Jeść również nie mógł. Makaronów. Okazało się, że im, w tym Leader Price, makarony... pleśnieją. Tak. Makarony. W zamkniętych paczkach. Makarony. Makarony! Brr!

Nie jestem w stanie wyobrazić sobie warunków, w jakich muszą być trzymane zapieczętowane opakowania z makaronem, aby spleśnieć. Ani jak długo muszą być przetrzymywane. Ciekawe, ile razy przebijano na nich datę ważności?

Zrobiliśmy sobie spacer po LP, oglądając kartony z mlekiem, i na własne oczy zobaczyłam to, o czym mój brat mi opowiadał - zbiorcze kartony na mleko były tu i ówdzie pokryte zieloną pleśnią. Brat widział to w ostrzejszej, bo zielonomlecznej, wersji.

Cóż, będę musiała znaleźć alternatywne źródło taniego tofu. Ach, życie...

_____
PS. Przepraszam za brak konkluzji, za brak jakichś złośliwości, jakiejś ciętej riposty, czy dowcipu na rozładowanie atmosfery. Polityka supermarketów dawno już przekroczyła moje zdolności pojmowania.