Pokazywanie postów oznaczonych etykietą imprezy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą imprezy. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 14 czerwca 2010

Mieszkania-X


W 1986 r. w Gandawie miała miejsce wystawa Jana Hoeta Chambres d’Amis, w której kolekcja miejscowego muzeum została rozproszona po domach prywatnych na czas remontu gmachu instytucji. Wybrany obraz Van Gogha lub instalację sztuki współczesnej można było wypożyczyć, umieścić w salonie i udostępniać ‘zwiedzającym’ w określonych porach i godzinach. Matthias Lilienthal, dyrektor berlińskiego Hebbel Theater, zaproponował, aby zamiast materialnych obiektów, zwiedzanie mieszkań opierało się o przeżycie konkretnego doświadczenia zainscenizowanego przez artystów. X-Apartments to projekt, w którym widz spaceruje według ustalonej trasy w kilku mieszkaniach w wybranej dzielnicy miasta. W każdym z nich artyści, czasem z udziałem lokatorów, aranżują dziesięciominutowe sytuacje w oparciu o antropologię codzienności i ekonomię doświadczenia. Dramaturgię spektaklu budują poszczególne sekwencje i przemierzany pieszo dystans pomiędzy lokalizacjami.

Gdyby ktoś chciał wziąć udział w zaaranżowanej sytuacji i oprzeć się o antropologię codzienności a przy okazji poznać (lub po prostu zobaczyć ;)) mnie, Kubę lub Mariusza, zapraszam na projekt Mieszkania-X / X-Apartments, odbywający się w dniach 17-20 czerwca w ramach The Promised City. Spotkacie nas na trasie Mirów. Nie zdradzę oczywiście, co będziemy robić - przyjdźcie, a się przekonacie!

Projekt X-Apartments oparty jest przede wszystkim na riserczu miejsc i ich mieszkańców, problemów i tropów miejskich: od kwestii Ukraińskiej siły roboczej, przez masowe zjawisko wczesno-kapitalistycznego remontowania mieszkań, kupowania na kredyt, odrzucana dziedzictwa modernizmu, przez zapomniany sposób komunikacji między mieszkaniami za pomocą listów na sznurkach, po historyczne widoki z okna, mieszkania opozycjonistów, czy galerie w przestrzeniach prywatnych. Drugi równie ważny aspekt ekonomii doświadczenia to pokonywanie drogi pomiędzy mieszkaniami, uprawianie promenadologii. Promenadologia, dział urbanistyki i socjologii miasta, to termin, który ukuł szwajcarski socjolog Lucius Burckhardt na uniwersytecie w Kassel. Jej celem jest skoncentrowane i świadome spostrzeganie naszego otoczenia, w czasach gdy percepcja jest przede wszystkim zależna od postępu naukowo−technicznego, czasem wyobcowującego człowieka z własnego środowiska. W ramach promenadologii wyłącza się GPS w aucie, lub przemierza trasę do pracy piechotą lub rowerem, X-Apartments przywraca dryf i deliberatywną dezorientację miejską. Przecież „pod chodnikami są plaże”!

niedziela, 9 maja 2010

Słodko słodziutko.

Blogowanie uzależnia. Wiem coś o tym, mam 4 albo 5 albo 6 blogów, nigdy nie pamiętam. Ja wchodziłam w to stopniowo, natomiast moja dobra kumpela weszła od razu na głęboką wodę i wystartowała z 4 (słownie: czterema) blogami. Dwa o jedzeniu, jeden o corridzie (dwujęzyczny), i jeszcze jeden, będący jej portfolio - jest początkującą dziennikarką.
Link
Nie ukrywam, że najbardziej przypadł mi do gustu (wegański - rzecz jasna!) blog Słodkości. Kamila świetnie gotuje i ma fajne pomysły, nie mogę się doczekać, aż pojawi się tam więcej rzeczy, najlepiej - ba! koniecznie - ze zdjęciami. Brak piekarnika powoduje, że mogę tylko patrzeć na te różne cuda, chociaż niedawno razem z Kubą opracowaliśmy tofnik na zimno, którym wszyscy się zachwycają. Jak mawiają, potrzeba matką wynalazków, mały budżet ojcem kreatywnych rozwiązań.

A już w niedzielę zaprezentujemy razem z Kubą i Kamilą swoje możliwości kulinarne na cooking clashu wieńczącym VI Ogólnopolski Tydzień Wegetarianizmu - Dobra Karma (ul. Górczewska 67), start o 19, wstęp: 10zł. Do (sojowego) kotleta zagrają St. City Surfers.


czwartek, 22 października 2009

Festiwal filmów o jedzeniu

Kuchnia.tv nie jest zwykłą stacją telewizyjną wyświetlającą filmy i programy o jedzeniu. Jest stacją społecznie zaangażowaną i chcącą mieć wkład edukacyjny w poziom wiedzy Polaków o społecznych i środowiskowych kosztach produkcji pożywienia. Nic więc dziwnego, że na współorganizowanym przez nich festiwalu Food Film Fest aż dwa z trzech dni poświęcone są tak zwanym filmom zaangażowanym.

I tak w piątek 23 października pierwszy film - "Dabbawala - perfekcyjny chaos" - to prezentacja codziennych zmagań pięciu tysięcy ludzi. Tyle właśnie osób zajmuje się w Mumbaju rozwożeniem posiłków. "Dokument pokazuje nie tylko reguły, jakimi kierują się dabbawalas [roznosiciele jedzenia], ale też indyjską mentalność i sposób życia, które pozostają niezmienne, mimo ciągłych transformacji współczesnego Mumbaju". W trakcie tego samego seansu wyświetlany będzie jeszcze film "Food Design" - "Jedzenie zaprojektowane". Zapowiada się więc podwójna uczta dla oka!

O 20.30 natomiast znany i ceniony film "Food Fight" (po polsku jako "Rewolucja smaku"). Zajawka:

Wielokrotnie nagradzany dokument Christophera Taylora to fascynujące spojrzenie na zmiany, jakie zaistniały w XX wieku w amerykańskiej kulturze żywieniowej. Film pokazuje, jak kalifornijski ruch Organic Food Move zbuntował się przeciwko dużym koncernom, wywołując wielką rewolucję.

Drugiego dnia wybieramy się jeszcze z Kubą na "Terra Madre" o ruchu Slow Food oraz "Wojny bananowe".

W niedzielę filmy dla "kulinarnych smakoszy", które dla mnie wydają się być nieco nudnawe. Jestem jednak pewna, że niejedna osoba z zapartym tchem oglądać będzie dokument o historii neapolitańskiej pizzy czy dokumentację wspólnego gotowania 15 najbardziej cenionych kucharzy świata.

Wszystko w Kinie Kultura na Krakowskim Przedmieściu po 12zł za seans.

czwartek, 8 października 2009

Warszawski festiwal wczesnego wstawania w weekendy plus coś jeszcze.

Kolejne końcówki październikowych tygodni umkną możliwości pasywnego odpoczynku, inaczej leniuchowania. Festiwal Zalewskiego trwa jeszcze dwa tygodnie i na obydwa przypadające wtedy weekendy zaplanowaliśmy demonstracje. Na domiar złego, inny (tym razem dla odmiany wartościowy) festiwal - Warszawski Festiwal Filmowy - również zahacza o te weekendy. I jako że wstęp na filmy przed godziną 10 rano jest o 33% tańszy, a ja mam nadal syndrom studenckiego budżetu (i napięty grafik w tygodniu), to postanowiłam w obydwa najbliższe weekendy zafundować sobie prawdziwe poranki w kinie. Jeszcze nie wiem, ile wyniosę z filmów, w trakcie których najprawdopodobniej zamiast rozkoszować się możliwością obcowania z dobrym kinem będę rozmyślać, czy Zalewski kogoś uderzy za trzy godziny, czy też jednak się powstrzyma. Zobaczymy.

Weekendowe poranki Festiwalu upodobały sobie głównie azjatyckie kino. I bardzo dobrze, bo je lubię; nie na zasadzie bycia ekspertem i umiejętności bezproblemowego przywołania kilku reżyserów i reżyserek, których dzieła potrafię co więcej wymienić w porządku chronologicznym. Lubię po prostu kino nie-Zachodnie i ze spotkań z południowoamerykańską oraz azjatycką kinematografią wiele, we własnym odczuciu przynajmniej, wynoszę.

Jeśli nie zaśpię i nie rozchoruję się po raz wtóry tej jesieni, to obejrzę japońską "Mroczną przystań", mongolskie "Dwa konie Czyngis-chana", reżyserowaną przez Chinkę Xiaolu Guo, nomen-omen, "Chinkę" oraz mniej "egzotyczną", bo algiersko-francuską, "London River". Gdybym miała wybierać, najchętniej z tej czwórki obejrzałabym "Dwa konie...". Miło będzie zobaczyć kraj na przysłowiowym końcu świata, w którym znajomy spędził rok, w wersji bardziej dynamicznej i ożywionej, niż na zdjęciach. Prawie jakby się tam było osobiście, aj?

kadr z filmu "Dwa konie Czyngis-chana"

Postanowiłam nie wgłębiać się we wszystkie filmy festiwalu, na których z powodu chociażby obowiązków wpisanych w umowę o pracę nie mogę się zjawić. Będzie mi tylko szkoda. A tak co z oczu, to z serca!

A z innych ciekawych około-azjatyckich informacji, dziś w Państwowym Muzeum Etnograficznym spotkanie z autorem nowej książki wydanej przez Wydawnictwo Iskry, prof. Mihálym Hoppálem. Rozmowa, prowadzona przez prof. Jerzego Wasilewskiego i Dariusza Bugalskiego dotyczyć będzie książki "Szamani eurazjatyccy". Temat może zaciekawić niejednego domorosłego etnografa i naturystę, a prof. Wasilewski, z którym miałam okazję mieć kiedyś zajęcia z tematyki plemion syberyjskich, to ujmujący gawędziarz, który zakresem wiedzy o obyczajach i wierzeniach ludzi na Syberii i w jej okolicach pewnie nie odstaje od prof. Hoppála. Kto ma czas dziś o 17.30, niech wpada na Kredytową 1 - zapowiada się miły, jesienny wieczór.

sobota, 6 czerwca 2009

RE-ACT

Razem z Kamilą i rednacz e!stilo odwiedziłyśmy wczoraj łódzką Manufakturę. To miejsce jest przecudne! W lipcu również będę w Łodzi, więc postaram się tam jeszcze zajrzeć. Mają plażę!

Nie przyjechałyśmy jednak zwiedzać Manufaktury - w hotelu andel's odbywał się finał RE-ACT Fashion Show, czyli konkursu na najlepsze kreacje z recyklingu.

Imprezę poprowadzili Samuel Palmer oraz mająca eko-fioła (jak sama o sobie mówi) Iza Miko, którą zresztą oglądać można na plakatach promujących imprezę. Na początek obejrzeliśmy nową kolekcję Gregorego Clemensa, projektującego dla domu mody LAC ET MEL. Szczerze mówiąc nie mam pojęcia, co czyniło ją ekologiczną. Może proste formy i naturalne materiały, bez zbędnych zdobień czy wzorów na tkaninach? Poszperam w Internecie i dam jeszcze znać.

Następnie obejrzałyśmy kreacje 20 finalistów i finalistek konkursu RE-ACT.

Kreacje były naprawdę kosmiczne i zróżnicowane: inspirowane obrazami Klimta, Aniołkami Charliego, neogotykiem, country, heroinami, starymi filmami., muszkieterami Były pumpy z worków na śmieci, suknie z jednorazowych talerzy, tuniki ze zużytych druciaków, taśma filmowa, zdjęcia z lat 50-tych, butelki plastikowe, zużyte opakowania, sznurek... Niektórzy postawili na odjechane, futurystyczne wizje, a inni starali się stworzyć kreacje, w których można zaryzykować wyjście z domu.

Powyżej jedna z moich ulubionych kreacji wieczoru. Autorka (niestety nie pamiętam, jak się nazywała :() stworzyła swoją kolekcję z 360 plastikowych butelek - tyle przeciętnie zużywamy w ciągu roku. Zdjęcie zrobiła Emilia Białecka. Jej obszeną fotorelację możecie podziwiać tu.

Ja swoich zdjęć nie wrzucam, bo są brzydkie i rozmazane. ;)