czwartek, 26 listopada 2009

Szczurze perypetie.

Bardzo się denerwowałam ostatnio bo Flap, połowa naszego szczurzego duetu, poważnie się rozchorował. Niestety, szczury-albinosy z SGGW mają to nieszczęście, że prędzej czy później zachorują na jakąś odmianę zapalenia płuc. Flapuś od kilku dni był bardzo anemiczny a z oczu i nosa mocno ciekła mu porfiryna. Na początku myślałam, że po prostu Flip zadrapał o w nos - czasami się ze sobą pokłócą, co jest normalne - ale gdy następnego dnia nie było żadnego strupka a porfiryna dalej się pojawiała, postanowiliśmy zabrać go do weterynarza.

I tu polecam warszawiakom lecznicę dla małych zwierząt Ogonek na Klemensiewicza 7. Lekarki (chyba same panie weterynarki) znają się na szczurach (w odróżnieniu od większości wetów) i są bardzo profesjonalne. Osłuchały Flapa, zważyły i zaaplikowały biedakowi aż cztery zastrzyki podskórne. Zapowiada się długa dwutygodniowa kuracja na dwóch antybiotykach, ale Flap z tego wyjdzie. :)

W trakcie pisania zorientowałam się, że nie mamy praktycznie żadnych zdjęć Flipa i Flapa. Chyba w ten weekend to nadrobię.

Przy okazji zakomunikuję, że mamy obecnie cztery małe samczyki-albinoski na tymczasie. Jeden wybywa po weekendzie, ale zostają jeszcze trzy. Mają 2-3 miesiące, są malutkie i po prostu cudowne. Może ktoś chce dać dom słodziaczkom? :)

Z braku zdjęcia naszych szczurząt:


I jak tu ich nie kochać?

Brak komentarzy: