środa, 26 grudnia 2007

Estonia. Hu hu!

Byłam w Tallinie na początku grudnia, ale dopiero teraz miałam czas, żeby coś tu wrzucić. W każdym razie miasto jest nieduże i ma bardzo miłe, przytulne lotnisko. Po polsku da się dogadać, mniej więcej.

Samo miast jest bardzo kontrastowe i składa się tak jakby z trzech części: starówki, gdzie pełno turystów, centrum, które nieco przypomina mi Helsinki, i gdzie też całkiem tłoczno, i całej reszty, która przypomina mi Warszawę, dużymi momentami warszawską Pragę, a koleżanka z którą mieszkałam w hostelu mówi, że Ryga dokładnie tak samo wygląda: rozpadające się kamienice, wystawki przesiąkniętych wodą mebli, i tym podobne.

W Rydze mają pkin taki sam, jak u nas.

W bardzo ładnym hostelu mieszkałam, stylizowanym na stary, stary dom. Gdzieś tam w galerii zdjęć jest foto fragmentu kuchni, a i tak podgrzewane podłogi w łazience (pod prysznicem też!!!!11) rządzą.

W jednym ze sklepów w stylu H&M sprzedają gumki do włosów z naturalnego futra. W ogóle to dużo tam futer. Brrr! Przynajmniej książki angielskojęzyczne tanio mają.

Wracałam do domu autokarem kilkanaście godzin z przesiadką w Rydze. Nie narzekam.

Brak komentarzy: