środa, 9 grudnia 2009

czwartek, 3 grudnia 2009

Warszawo, wymień ciucha i pomóż psiakom!


W dniu mikołajowych podarków w Restauracji Biosfeera (Al. Niepodległości 80, wejście od ul. Odyńca, stacja Metra Racławicka) odbędzie się Mikołajkowe Ciuchowisko. Każdy z uczestników może stać się Mikołajem dla bezdomnych zwierząt biorąc udział w imprezie na rzecz bezdomnych psów akcji „Psy Niczyje” działającej w ramach Fundacji Viva!. Wszystkich miłośników zwierząt i ciuchów zapraszamy do charytatywnej zabawy na rzecz zwierząt w niedzielę 6 grudnia w godz.12.00 – 19.00

Szukając nowych sposobów na pozyskanie środków na leczenie, szczepienia, budowę nowych bud dla naszych podopiecznych na zimowy (najtrudniejszy dla nich) czas, wpadliśmy na pomysł zorganizowania imprezy nie tylko dla naszych „psiolubnych” sympatyków, ale także dla tych osób, które lubią ubrać się dobrze i oryginalnie, które lubią wyróżnić się w sposób niebanalny, ale niekoniecznie drogi.

Imprezę naszą kierujemy także do osób, którym nie obca jest troska o środowisko.
Czy wiesz, że:
-przemysłowa produkcja bawełny odpowiedzialna jest za zużycie aż 3% światowych zasobów wody?
- produkcja zwykłego bawełnianego T-shirta o wadze 200 g przyczynia się do emisji 5,6kg dwutlenku węgla do atmosfery ziemskiej?
- w Wielkiej Brytanii rocznie ląduje na śmietnikach 900 tysięcy ton niepotrzebnych ubrań i butów by zrobić miejsce w szafach dla kupowanych ponad 2 milionów nowych ubrań, butów i dodatków?
- 80% produktów wytwarzanych we współczesnym świecie ląduje w koszu 6 miesięcy po ich wyprodukowaniu?
My postaramy się zapobieganie marnotrastwu wprowadzić w czyn….

Przynieś swoje ciuchy i dodatki, wymień na inne, albo odsprzedaj komuś kto da im drugie życie! Opróżnij szafy przed świętami, zrób miejsce na nowe ciuchy!

W programie m.in.
- SWAP STREFA: wymiana ciuchów, torebek i dodatków, oglądanie, przymierzanie, przebieranie (się) – wstęp 7 zł.
- SZMERY BUYERY: markowe superciuchy (m.in. Hugo Boss, Cavalli, Zara, Solar i in.) do kupienia za grosze, niewiarygodne okazje po śmiesznych cenach; odlotowe kreacje, artystyczne szmatki, biżuteria i dodatki.
- BE BEAUTY: bezpłatne(!) porady stylistki, wizażystki i kosmetologa, możliwość zakupu kosmetyków po okazyjnych cenach, czynienie zadość kobiecej próżności.
- COOLTURKA: książki i płyty (z muzyką i filmami) do kupienia oraz na wymianę, bo nie samym ciuchem żyje kobieta
a specjalnie dla mam i ich pociech
- KINDER NIESPODZIANKI: gry, zabawy, układanki, czyli mikołajkowa balanga na całego pod okiem doświadczonego pedagoga; konkursy rysunkowe, w których nagrodą są zaproszenia do lodziarni Grycan, loteria ze wspaniałymi nagrodami, w której każdy los wygrywa, malowanie buziek i inne atrakcje.

Nie możesz przyjść na naszą pierwszą imprezę z cyklu CIUCHOWISKO? Chcesz nam pomóc?
Przekaż nam swój ciuch, torebkę, pasek, apaszkę, biżuterię, Tobie już niepotrzebne, ale w dobrym stanie i o ciekawym designe’ie. My to wszystko posegregujemy, ometkujemy i sprzedamy, a cały zysk przeznaczymy na leczenie, szczepienia, odrobaczanie naszych psich podopiecznych, zakup nowych bud.

czwartek, 26 listopada 2009

Odkryj naturę w Czułym Barbarzyńcy

Wróciłam właśnie z wręczenia nagród w konkursie zorganizowanym z okazji 60-lecia Herbapolu. Konkurs nazywał się "Poczuj energię z natury" i skierowany był do "wszystkich, których pasją jest obcowanie z naturą i jej obserwowanie". Zaskoczył mnie in plus poziom zdjęć, bo wszystkie nagrodzone i wyróżnione (7 wyróżnień zamiast planowanego jednego!) spośród 200 nadesłanych prace stoją na bardzo dobrym poziomie. To stwierdzenie laika więc ekspertów, którzy uważają inaczej, proszę o nie linczowanie mnie za moje odważne słowa.

Marcin Chodorowski, "Kropla natury"

Tylko to pierwsze miejsce bym zamieniła z drugim, bo tryptyk Filipa Marandy, przykład "kieleckiej szkoły fotografii krajobrazu" - jak skomentowała fotografie Lidia Popiel - jakoś bardziej do mnie przemawia niż zwycięska "Kropla natury" zrobiona w łazience Marcina Chodorowskiego. Trzecie miejsce przypadło Damianowi Kołodziejowi za czarno-białe "Kanu". Czarno-białym zdjęciom natury mówimy stanowcze "TAK!".





Filip Maranda "..."

Ze zdjęć wyróżnionych, które oglądać można w Czułym Barbarzyńcy do 22 grudnia, emanuje iście oniryczny spokój i nieziemskość. Szczególnie dwie fotografie poniżej, autorstwa Marka Wilczury, w tak niewinny sposób przedstawiają krajobrazy, które jeszcze niedawno romantycy angielskojęzyczni określiliby mianem sublime.

Marek Wilczura, "Klif"

Marek Wilczura, "Nad Wisłą"

Polecam wpaść na sojowe latte do Czułego (choć kosztuje 10 zł małe i 14 zł duże) i pooglądać, popodziwiać, odpocząć w wygodnych fotelach... Zrelaksować się i skorzystać z tego subtelnego zbliżenia się do natury, na jakie pozwolą te zdjęcia w ruchliwym centrum Warszawy.

Szczurze perypetie.

Bardzo się denerwowałam ostatnio bo Flap, połowa naszego szczurzego duetu, poważnie się rozchorował. Niestety, szczury-albinosy z SGGW mają to nieszczęście, że prędzej czy później zachorują na jakąś odmianę zapalenia płuc. Flapuś od kilku dni był bardzo anemiczny a z oczu i nosa mocno ciekła mu porfiryna. Na początku myślałam, że po prostu Flip zadrapał o w nos - czasami się ze sobą pokłócą, co jest normalne - ale gdy następnego dnia nie było żadnego strupka a porfiryna dalej się pojawiała, postanowiliśmy zabrać go do weterynarza.

I tu polecam warszawiakom lecznicę dla małych zwierząt Ogonek na Klemensiewicza 7. Lekarki (chyba same panie weterynarki) znają się na szczurach (w odróżnieniu od większości wetów) i są bardzo profesjonalne. Osłuchały Flapa, zważyły i zaaplikowały biedakowi aż cztery zastrzyki podskórne. Zapowiada się długa dwutygodniowa kuracja na dwóch antybiotykach, ale Flap z tego wyjdzie. :)

W trakcie pisania zorientowałam się, że nie mamy praktycznie żadnych zdjęć Flipa i Flapa. Chyba w ten weekend to nadrobię.

Przy okazji zakomunikuję, że mamy obecnie cztery małe samczyki-albinoski na tymczasie. Jeden wybywa po weekendzie, ale zostają jeszcze trzy. Mają 2-3 miesiące, są malutkie i po prostu cudowne. Może ktoś chce dać dom słodziaczkom? :)

Z braku zdjęcia naszych szczurząt:


I jak tu ich nie kochać?

czwartek, 22 października 2009

Festiwal filmów o jedzeniu

Kuchnia.tv nie jest zwykłą stacją telewizyjną wyświetlającą filmy i programy o jedzeniu. Jest stacją społecznie zaangażowaną i chcącą mieć wkład edukacyjny w poziom wiedzy Polaków o społecznych i środowiskowych kosztach produkcji pożywienia. Nic więc dziwnego, że na współorganizowanym przez nich festiwalu Food Film Fest aż dwa z trzech dni poświęcone są tak zwanym filmom zaangażowanym.

I tak w piątek 23 października pierwszy film - "Dabbawala - perfekcyjny chaos" - to prezentacja codziennych zmagań pięciu tysięcy ludzi. Tyle właśnie osób zajmuje się w Mumbaju rozwożeniem posiłków. "Dokument pokazuje nie tylko reguły, jakimi kierują się dabbawalas [roznosiciele jedzenia], ale też indyjską mentalność i sposób życia, które pozostają niezmienne, mimo ciągłych transformacji współczesnego Mumbaju". W trakcie tego samego seansu wyświetlany będzie jeszcze film "Food Design" - "Jedzenie zaprojektowane". Zapowiada się więc podwójna uczta dla oka!

O 20.30 natomiast znany i ceniony film "Food Fight" (po polsku jako "Rewolucja smaku"). Zajawka:

Wielokrotnie nagradzany dokument Christophera Taylora to fascynujące spojrzenie na zmiany, jakie zaistniały w XX wieku w amerykańskiej kulturze żywieniowej. Film pokazuje, jak kalifornijski ruch Organic Food Move zbuntował się przeciwko dużym koncernom, wywołując wielką rewolucję.

Drugiego dnia wybieramy się jeszcze z Kubą na "Terra Madre" o ruchu Slow Food oraz "Wojny bananowe".

W niedzielę filmy dla "kulinarnych smakoszy", które dla mnie wydają się być nieco nudnawe. Jestem jednak pewna, że niejedna osoba z zapartym tchem oglądać będzie dokument o historii neapolitańskiej pizzy czy dokumentację wspólnego gotowania 15 najbardziej cenionych kucharzy świata.

Wszystko w Kinie Kultura na Krakowskim Przedmieściu po 12zł za seans.

poniedziałek, 12 października 2009

Podejrzanie dobry dzień.


Wiceprezydent Warszawy Jacek Wojciechowicz mówi zdecydowanie: - Nie ma odwrotu od buspasów. Według badań 70 proc. warszawiaków jeździ komunikacją miejską. Wyobraźmy sobie, że przesiedliby się teraz do samochodów. Autobusy muszą być uprzywilejowane - zaznacza.

Word!

Dobry początek tygodnia.

Za 3 (słownie: trzy) lata w Irlandii nie ostanie się ani jedna ferma futrzarska! Wprowadzono zakaz hodowli zwierząt na futra! Poniżej oświadczenie prasowe CAFT (Coalition to Abolish Fur Trade) w tej sprawie.

3 YEAR PHASE-OUT BAN FOR FUR FARMING IN IRELAND

Saturday 10th October marked an historical victory for anti-fur campaigners across Ireland. Green Party members voted in favour for a new programme for government, which will see fur farming banned in Ireland within 3years.

"Our greatest goal for our fur farm campaign was to get fur farming banned - we are absolutely thrilled that this dream has now become a reality" says spokesperson for CAFT Ireland, Laura Broxson.

"We have lobbied for this for so many years. Campaigning week-in, week-out - from leafleting outside government buildings, to fur farm protests, there is nothing we haven't done in the fight to get this barbaric industry abolished" she said

"There are fur farms that have been operating here for over 30years, it is disgraceful that they weren't banned years ago - but we are glad that the Green's finally came through, for this issue at least, in the end. There is a lot more that needs to be done in terms of animal rights though, we would consider this to be just the first step"

"For the thousands of mink that will be killed over the next 3 years, a phase-out ban simply isn't good enough, which is why we will continue protesting the fur farms until the day they close"

"Then we can turn our attention to banning the importation of fur in Ireland. The campaign will not end until we make this country completely fur-free" she added


Zdjęcie: sxc.hu / donzeladef

Wszyscy cieszymy się razem z nim. :)

czwartek, 8 października 2009

Warszawski festiwal wczesnego wstawania w weekendy plus coś jeszcze.

Kolejne końcówki październikowych tygodni umkną możliwości pasywnego odpoczynku, inaczej leniuchowania. Festiwal Zalewskiego trwa jeszcze dwa tygodnie i na obydwa przypadające wtedy weekendy zaplanowaliśmy demonstracje. Na domiar złego, inny (tym razem dla odmiany wartościowy) festiwal - Warszawski Festiwal Filmowy - również zahacza o te weekendy. I jako że wstęp na filmy przed godziną 10 rano jest o 33% tańszy, a ja mam nadal syndrom studenckiego budżetu (i napięty grafik w tygodniu), to postanowiłam w obydwa najbliższe weekendy zafundować sobie prawdziwe poranki w kinie. Jeszcze nie wiem, ile wyniosę z filmów, w trakcie których najprawdopodobniej zamiast rozkoszować się możliwością obcowania z dobrym kinem będę rozmyślać, czy Zalewski kogoś uderzy za trzy godziny, czy też jednak się powstrzyma. Zobaczymy.

Weekendowe poranki Festiwalu upodobały sobie głównie azjatyckie kino. I bardzo dobrze, bo je lubię; nie na zasadzie bycia ekspertem i umiejętności bezproblemowego przywołania kilku reżyserów i reżyserek, których dzieła potrafię co więcej wymienić w porządku chronologicznym. Lubię po prostu kino nie-Zachodnie i ze spotkań z południowoamerykańską oraz azjatycką kinematografią wiele, we własnym odczuciu przynajmniej, wynoszę.

Jeśli nie zaśpię i nie rozchoruję się po raz wtóry tej jesieni, to obejrzę japońską "Mroczną przystań", mongolskie "Dwa konie Czyngis-chana", reżyserowaną przez Chinkę Xiaolu Guo, nomen-omen, "Chinkę" oraz mniej "egzotyczną", bo algiersko-francuską, "London River". Gdybym miała wybierać, najchętniej z tej czwórki obejrzałabym "Dwa konie...". Miło będzie zobaczyć kraj na przysłowiowym końcu świata, w którym znajomy spędził rok, w wersji bardziej dynamicznej i ożywionej, niż na zdjęciach. Prawie jakby się tam było osobiście, aj?

kadr z filmu "Dwa konie Czyngis-chana"

Postanowiłam nie wgłębiać się we wszystkie filmy festiwalu, na których z powodu chociażby obowiązków wpisanych w umowę o pracę nie mogę się zjawić. Będzie mi tylko szkoda. A tak co z oczu, to z serca!

A z innych ciekawych około-azjatyckich informacji, dziś w Państwowym Muzeum Etnograficznym spotkanie z autorem nowej książki wydanej przez Wydawnictwo Iskry, prof. Mihálym Hoppálem. Rozmowa, prowadzona przez prof. Jerzego Wasilewskiego i Dariusza Bugalskiego dotyczyć będzie książki "Szamani eurazjatyccy". Temat może zaciekawić niejednego domorosłego etnografa i naturystę, a prof. Wasilewski, z którym miałam okazję mieć kiedyś zajęcia z tematyki plemion syberyjskich, to ujmujący gawędziarz, który zakresem wiedzy o obyczajach i wierzeniach ludzi na Syberii i w jej okolicach pewnie nie odstaje od prof. Hoppála. Kto ma czas dziś o 17.30, niech wpada na Kredytową 1 - zapowiada się miły, jesienny wieczór.

środa, 30 września 2009

Niedźwiedzie w niewoli. Badania dobrostanu w Polsce 2007-2009

Agnieszka Sergiel, doktorantka na Wydziale Zoologii Uniwersytetu Wrocławskiego oraz doktor Robert Maślak przez ostatnie dwa lata pracowali nad wyjątkowym raportem. Wyjątkowym, bo - według Davida Bowles'a, dyrektor departamentu ds. międzynarodowych RSPCA - jest to pierwszy taki raport w Europie, jeśli nie na świecie.

Sergiel i Maślak skontrolowali i udokumentowali warunki w jakich przebywają niedźwiedzie w Polsce. Niedźwiedzie w niewoli - w zoo, mini zoo, schroniskach dla zwierząt. Raport zaprezentowali wczoraj na konferencji prasowej, na której obecni byli również prezes OTOZu Ewa Gebert, prezes Vivy! Czarek Wyszyński oraz wspomniany wcześniej David Bowles.

zdjęcie: Bartosz Pawlica

W niewoli w Polsce, w 13 ośrodkach, żyją 52 niedźwiedzie (53 do zeszłego czwartku, kiedy to zmarł ostatni w kraju niedźwiedź polarny). Praktycznie wszystkie, poza sławnym misiem Mago, mają nie najlepsze warunki, chociaż do niedawna to historia Mago, trzymanego przez 10 lat w klatce o powierzchni 6 metrów kwadratowych, była tą najbardziej szokującą. Historii tej przypominać nie będę, wspomnę tylko, że 6 listopada odbędzie się rozprawa w Sądzie Najwyższym a miś ma teraz bardzo duży wybieg - po odsunięciu Gucwińskiego z dyrektorowania wrocławskim zoo.

Wracając do raportu, tak opisują jego cele i sposób powstania autorzy:

Przeprowadziliśmy szczegółowy spis wszystkich osobników przebywających w polskich ogrodach zoologicznych i innych instytucjach, biorąc pod uwagę wiek, płeć, pochodzenie, kondycję fizyczną i psychiczną. Analiza warunków, w jakich przebywają, obejmowała wielkość pomieszczeń i wybiegów, ich urządzenie, rodzaj podłoża, dostępność wody do picia i do kąpieli, jakość i sposób podawania pokarmu, techniki wzbogacania środowiskowego (chowanie pokarmu, elementy do stymylacji ruchowej i psychicznej), możliwość korzystania z wybiegu w ciągu doby i w ciągu roku. Dokonaliśmy również przeglądu prawnych aspektów utrzymywania niedźwiedzi w niewoli w Polsce i w innych krajach. Wyniki przeprowadzonych badań mają służyć poprawie sytuacji, w tym zainicjować działania na rzecz zmian legislacyjnych w tym zakresie.

Autorzy raportu przedstawili wczoraj film prezentujący warunki, w jakich przyszło żyć niedźwiedziom w Polsce. Praktycznie we wszystkich przypadkach nie było dobrze, w wielu bardzo źle - zbyt mała powierzchnia, złe podłoże (deformujące kończyny oraz nie zezwalające na niezbędne dla niedźwiedzia kopanie), zła dieta (głównie pieczywo), iluzoryczna opieka weterynaryjna (lub jej brak), brak dostępu do basenu i wody pitnej, brak stymulacji i wzbogaceń (niedźwiedzie, gdyby ktoś nie wiedział, są bardzo inteligentnymi zwierzętami).

Najgorzej było w mini-zoo w Białymstoku. W małych klatkach na betonowym podłożu, bez basenu, który dla niedźwiedzi jest niezbędny - woda nie tylko pomaga im się schładzać, ale jest również nieodłączną częścią procesu linienia. W takich warunkach od 22 lat żyje niedźwiedzica Yogi. W Braniewie żyją natomiast niedźwiedzie, które zmuszone są do picia wody zbierającej się w fosie - brudnej, wymieszanej z odchodami. Wszystkie mają betonowe wybiegi a Kajtusia i Michał muszą dzielić powierzchnię 30 metrów kwadratowych.

Większość, jeśli nie wszystkie zaprezentowane na filmie zwierzęta, wykazywały tzw. zachowania stereotypowe, czyli "zachowania powtarzalne (np. kołysanie się, chodzenie tam i z powrotem wzdłuż krat, okaleczanie się, wylizywanie się do krwi) będące wyrazem zaburzeń psychicznych spowodowanych długotrwałym stresem i złymi warunkami życia". Według autorów raportu "aż 19 niedźwiedzi żyje w warunkach, które naruszają elementarne zasady humanitarnego traktowania zwierząt".

Kuriozalna jest również rola Ministerstwa Środowiska, które wydaje rozporządzenia dotyczące warunków minimalnych w ogrodach zoologicznych. Takie rozporządzenie z 2004 roku zmniejsza minimalną powierzchnię wybiegu dla pary niedźwiedzi aż czterokrotnie - z 400 do 100 metrów kwadratowych*, nie definiując jednocześnie ani minimalnego obszaru dla jednego niedźwiedzia, ani wyposażenia wybiegów i odpowiedniego podłoża. Robert Maślak twierdzi, że sytuacja będzie taka dopóki prawo kontrolujące dyrektorów ogrodów zoologicznych będzie przez nich współtworzone. Ustalane normy - dodał - nie są tworzone pod potrzeby niedźwiedzi, ale pod stan faktyczny ogrodów zoologicznych. W pracach nad nowym rozporządzeniem powinni brać udział ludzie naprawdę zajmujący się niedźwiedziami i znający je, a nie dyrektorzy zoo, którzy nierzadko idą po najmniejszej linii oporu.


* W Austrii absolutne minimum to 400, a w Szwecji 1500 metrów kwadratowych. W krajach Zachodnich "warunki minimalne" są traktowane jako absolutne minimum, którego nie wolno zaniżać, a w Polsce niestety "warunki minimalne" uznawane są zarazem za te najbardziej porządane. Przyczyn jest wiele: niedouczenie, przedmiotowe traktowanie zwierząt, finanse.

czwartek, 24 września 2009

poniedziałek, 21 września 2009

Simple Creative Products: Nadal zabijamy dla pieniędzy!


Mały ptaszek mi podrzucił.

piątek, 18 września 2009

Tydzień Zrównoważonego Transportu


Właśnie trwa w Warszawie. Władze miasta postarały się w tym roku! Dla mnie najciekawszą rzeczą jest inauguracja rewelacyjnego pomysłu Park(ing) Day.

Pomysł ten z prędkością (prawie) światła przybył do Polski z San Francisco, gdzie po raz pierwszy zrealizowano go w 2005 roku. Idea jest prosta i zawiera się w dwuznaczności angielskiego słowa "park": znajdujemy płatne miejsce parkowania w centrum miasta, opłacamy kilka godzin (lub cały dzień, nic nie stoi na przeszkodzie ;)) i instalujemy na tym miejscu mobilny, partyzancki park.

Po co? Jest to komentarz dotyczący płatnej przestrzeni miejskiej, projektowania miast pod kątem potrzeb kierowców (i biznesu swoją drogą), a nie samych mieszkańców, zbyt mało zieleni, brak wspierania alternatywnych form transportu, i tak dalej.

Realizację idei w Warszawie zawdzięczamy fantastycznemu Krzyśkowi Hermanowi, który zorganizował już m.in. inspirującą dyskusję o ogrodnictwie miejskim w trakcie tegorocznych Hożartów. Krzysiek wykłada na SGGW. Co mnie bardzo miło zaskoczyło, współorganizatorem jest Biuro Ochrony Środowiska m.st. Warszawy. Wow.

A wygląda to mniej więcej tak:


Park(ing) Day w Warszawie w dniach 17, 18, 21 i 22 września, w godzinach 8-18. Ogrodów szukajcie wzdłuż ulicy Marszałkowskiej, na wysokości Nowogrodzkiej i Brackiej.

I w świetle tego wszystkiego fakt, że idea Park(ing) Day jest chroniona prawami autorskimi przez kolektyw artystyczno-designerski z San Francisco, prawie nie boli.


Poparkuję sobie dziś. :)

czwartek, 17 września 2009

Ouch!

Rammstein promuje swoją nową płytę. Postanowili wykorzystać starą prawdę, że seks sprzeda wszystko, i nagrali w zamyśle prowokujący teledysk.

Nie wiem, czy chcieli być awangardowi i szokując prowokować do myślenia, chociażby jak reżyser tego filmu. Wątpię. Rammstein zrobił słabe wideo, które pomimo poziomu (obawiam się, że poziom intelektualny "Pussy" Rammsteina plasuje się gdzieś na poziomie protistów zwierzęcych: "You have a pussy, I have a dick, so what's the problem, let's do it quick". Można by się po nich spodziewać nieco więcej, aj?) doskonale spełnia swoją promocyjną rolę. Świadczy o tym chociażby informacja na tym blogu.

Nie chce mi się tracić czasu na podawanie wszystkich powodów, dla których ten teledysk (oraz sama piosenka) to zło; spędziłabym na tym cały wieczór a i wydaje mi się to dosyć oczywiste.

Swoją drogą, od razu przyszło mi na myśl to:



Stare dobre czasy.

wtorek, 1 września 2009

Świętujemy! :-)




Od 1 września w całej Unii Europejskiej wchodzi w życie zakaz produkcji tradycyjnych żarówek o mocy 100 W i większej oraz żarówek matowych - informuje Trybuna. Po tym terminie będą jeszcze mogły być sprzedawane, ale tylko do wyczerpania zapasów. Za rok ze sklepowych półek znikną żarówki o mocy do 75 W, za dwa lata – do 60 W. We wrześniu 2012 r. żarówka przejdzie do historii. agronews.com.pl

niedziela, 16 sierpnia 2009

Darmowa sztuka sztuki

O Feed Your Soul: The Free Art Project słyszałam już X miesięcy temu, miałam nawet zamiar poświęcić tu chwilę temu projektowi, ale jakoś wypadło mi z głowy. Przypomniała mi o nim autorka bloga How About Orange (polecam). Warto zatrzymać się na chwilę nad tym projektem, gdyż reprezentuje on bardzo fajne, szczere podejście do sztuki.



Autorka, Jen, prowadząca już blogo-serwis o młodych, niezależnych artystach i artystkach, postanowiła wcielić w życie pogląd, że sztuka istnieje po to, aby się nią dzielić. I co miesiąc namawia grupkę znanych i mniej znanych grafików i graficzek do podzielenia się swoimi pracami. Dzięki temu każdy z nas, po kliknięciu w dział download, może wybrać najbardziej interesujące prace i wydrukować za kliknięciem myszki. Wydrukowane prace obrabiamy w antyramę lub znajdujemy bardziej oryginalną formę ich prezentacji - i voila! Warunkiem korzystania z prac jest zgoda na użycie wyłącznie niekomercyjne.



Znalazłam kilka całkiem-całkiem prac, które mam zamiar powiesić nad biurkiem w celach inspiracji i odwrócenia uwagi od pracy. :) Czekam na nowe prace Jessici Gonacha, którą lubię, a której dostępna do ściągnięcia grafika nie jest wg mnie reprezentatywna dla jej bogatego stylu.


I jak wam się podoba?

poniedziałek, 10 sierpnia 2009

Just so you know...

Od kilku dni mieszkamy z powrotem na Pradze, w okolicach Placu Hallera. Mam zamiar kiedyś jeszcze coś tu napisać, mam nawet kilka tematów, ale jakoś ilości godzin w dobie mi nie starcza.

W sumie nic dziwnego, bo nie próżnuję. ;) Na Motywie Drogi ukazał się wywiad z Guyem Delisle, który tłumaczyłam, a w środę odbieram do tłumaczenia egzemplarz "Drzwi percepcji" Huxleya! Do tego pracuję właśnie nad książką kucharską (tak, taką drukowaną ;)) i latam z ogonkami do weterynarza, bo się Flap biedak zaziębił. :( Na szczęście echinacea, drzemki z termoforem i mądra weterynarz z lecznicy Ogonek stawiają go powoli na nogi. :)

Powinnam tu wrzucić zdjęcia Flipa i Flapa, są po prostu cudowni. :)

A tak na pocieszenie, ponieważ jesteśmy z Kubą obecnie na semi-witariańskiej diecie:


I tak, to jest wegańskie. :)

wtorek, 30 czerwca 2009

Biała mąka + biały cukier = szybsza śmierć czy niebo w gębie?

To jest wegańskie... niestety.

Ps. Od sierpnia mieszkamy z powrotem na Pradze. Yay!

sobota, 13 czerwca 2009

A, i jeszcze trzy rzeczy:

1. Zmieniłam nagłówek i kolorystykę bloga - jakby ktoś nie zauważył. ;)

2. ZAPRASZAM bardzo mocno na nowopowstałego bloga Fundacji Viva!, w którym, jakby mi te X blogów nie wystarczało, maczam paluszki.

3. Czy ktoś ma może mieszkanie na wynajem? Kawalerka lub dwupokojowe. Zależnie od rozkładu cenowo-metrowego, dla dwóch lub trzech osób. Najlepiej od sierpnia.

Probably the best vegan cake in the universe


Urodzinowy tort Kuby. I sama go upiekłam! Sama!

Przepisu na razie wklepywać mi się nie chce. ;)

sobota, 6 czerwca 2009

RE-ACT

Razem z Kamilą i rednacz e!stilo odwiedziłyśmy wczoraj łódzką Manufakturę. To miejsce jest przecudne! W lipcu również będę w Łodzi, więc postaram się tam jeszcze zajrzeć. Mają plażę!

Nie przyjechałyśmy jednak zwiedzać Manufaktury - w hotelu andel's odbywał się finał RE-ACT Fashion Show, czyli konkursu na najlepsze kreacje z recyklingu.

Imprezę poprowadzili Samuel Palmer oraz mająca eko-fioła (jak sama o sobie mówi) Iza Miko, którą zresztą oglądać można na plakatach promujących imprezę. Na początek obejrzeliśmy nową kolekcję Gregorego Clemensa, projektującego dla domu mody LAC ET MEL. Szczerze mówiąc nie mam pojęcia, co czyniło ją ekologiczną. Może proste formy i naturalne materiały, bez zbędnych zdobień czy wzorów na tkaninach? Poszperam w Internecie i dam jeszcze znać.

Następnie obejrzałyśmy kreacje 20 finalistów i finalistek konkursu RE-ACT.

Kreacje były naprawdę kosmiczne i zróżnicowane: inspirowane obrazami Klimta, Aniołkami Charliego, neogotykiem, country, heroinami, starymi filmami., muszkieterami Były pumpy z worków na śmieci, suknie z jednorazowych talerzy, tuniki ze zużytych druciaków, taśma filmowa, zdjęcia z lat 50-tych, butelki plastikowe, zużyte opakowania, sznurek... Niektórzy postawili na odjechane, futurystyczne wizje, a inni starali się stworzyć kreacje, w których można zaryzykować wyjście z domu.

Powyżej jedna z moich ulubionych kreacji wieczoru. Autorka (niestety nie pamiętam, jak się nazywała :() stworzyła swoją kolekcję z 360 plastikowych butelek - tyle przeciętnie zużywamy w ciągu roku. Zdjęcie zrobiła Emilia Białecka. Jej obszeną fotorelację możecie podziwiać tu.

Ja swoich zdjęć nie wrzucam, bo są brzydkie i rozmazane. ;)

piątek, 22 maja 2009

wtorek, 28 kwietnia 2009

Jak być idiotą w imię przemysłu.

Mid America CropLife Association – północnoamerykańskie zrzeszenie farmerów – wysłało ostatnio do Obamy list zachęcający do stosowania pestycydów w ich organicznym ogrodzie. Dlaczego? Bo „czas potrzebny do pielęgnacji ogrodu jest po prostu niedostępny dla większości naszych obywateli”. Tak, bo ten czas spędzony przed telewizorem na oglądaniu gówna jest bardziej wartościowy od zrozumienia, jak rosną warzywa (uwierzcie mi, zrozumienie tego nie musi być takie proste, jak się z nam, oświeconym obywatelom, może wydawać). Poniżej kilka ciekawszych fragmentów z całego listu:

„Żyjemy w świecie odmiennym od tego, w którym żyli nasi dziadkowie. Amerykanie żonglują pracą, potrzebami dzieci i starzejących się rodziców. Czas potrzebny do pielęgnacji ogrodu jest niedostępny dla większości naszych obywateli. Tym bardziej, jeśli ogród ten ma sprostać wymaganiom żywieniowym całej rodziny przez większość roku”.

„Gdy planujecie i sadzicie w Białym Domu, zachęcamy do tego, abyście uwzględnili rolę, jaką pełni konwencjonalne rolnictwo w wyżywieniu stale wzrastającej populacji, w jaki sposób wpiera ono amerykańską gospodarkę, oraz że zapewnia bezpieczne i ekonomiczne źródło żywności. Amerykańscy farmerzy wiedzą, że technologie ochrony zbiorów mają wsparcie badań naukowych i są innowacyjne”.

Prawda w oczy kole, nie? Duża część Amerykanów nie wie, że istnieje coś takiego, jak legalne i darmowe oprogramowanie. Podobnie, duża część Amerykanów nie ma pojęcia o tym, że nie potrzeba chemii, aby cieszyć się zbiorami. Wie o tym natomiast FAO, wg którego możliwe jest wyżywienie całej ludzkości żywnością w 100% organiczną. Czadowo, nie?

O wpływie konwencjonalnego rolnictwa (i mięsnej diety) na środowisko wiele mówi poniższy obrazek:

Organiczną żywność możemy bez problemu hodować na własnych parapetach. Bazylia, cząber, szczypiorek, lawenda, melisa – to dobry początek. Uderz do mnie, jeśli chcesz jakieś nasiona. Mam ich aż za dużo. :)

piątek, 24 kwietnia 2009

Żółwie - mogą być zajebiście duże.

Zdjęcie: nikootan
Z takiego maluszka...


Zdjęcie: nikootan
...w takiego potwora.

Nie miałam wcześniej pojęcia!

Dzisiejszą lekcję biologii zasponsorowała literka N, jak Nie używaj foliówek - żółwie mają taki niezdrowy zwyczaj wcinania ich, co często kończy się tragicznie.

poniedziałek, 20 kwietnia 2009

Digital Detox Week, 20-26 IV

Dzisiaj zaczął się Digital Detox Week, znany wcześniej jako Tydzień Bez Telewizora. Ponieważ moja praca polega w dużej mierze na siedzeniu przed kompem, to nie jestem w stanie brać w nim udziału tak bardzo, jak bym chciała. W każdym razie, nie spodziewajcie się mnie na gadu po godzinie 16. Nie mam również zamiaru logować się na serwisach społecznościowych. Zamiast tego, poświęcę tydzień na odwiedziny u rodziny, nadrobienie zaległości książkowych oraz podszkolenie się w kręceniu poi. Jakuba pewnie do tego nie namówię, w końcu ma nowego bloga.

Zachęcam do udziału w przedsięwzięciu! Czasami potrzeba dobrej wymówki, żeby wyłączyć telewizor, odejść od kompa czy przestać siedzieć na Naszej Klasie/Facebooku.

środa, 15 kwietnia 2009

Elba zostaje!


W dniu 17 kwietnia 2009 na ul. Jagiellońskiej 76 o godzinie 14:00 odbędzie się demonstracja przed siedzibą firmy Stora Enso Recycling Sp. z o.o. mająca na celu przekonanie zarządu firmy o zmianie swojej decyzji dotyczącej wyburzenia budynków niezależnego centrum kultury skłotu "Elba".

W tym samym miejscu o godzinie 13:15 zapraszamy na organizowaną przez kolektyw "Elba" konferencję prasową. Tematem konferencji będzie działalność "Elby" oraz perspektywy funkcjonowania w przyszłości.

Skłot "Elba", czyli niezależne centrum kultury, od pięciu lat jest miejscem bardzo aktywnym: odbywają się tam warsztaty artystyczne, zajęcia sportowe, koncerty, wystawy, akcje społeczne i ekologiczne. Niedługo funkcjonujący na Żoliborzu skłot może stracić miejsce swojej działalności. Właściciel terenu prawdopodobnie chce wyburzyć budynki skłotu pozbawiając tym samym miejsca aktywności kilkuset osób.

Skłot "Elba" działa na zasadach non-profit. Od lat stanowi alternatywę dla komercyjnej rozrywki, jest również miejscem, w którym młodzież aktywnie i twórczo spędza czas. Miejsce to jest nieodpłatnie otwarte dla wszelkich społeczno-sportowo-kulturalnych inicjatyw, takich jak samba bębniarska, grupa żonglerska, Food Not Bombs, skatepark i wiele innych.

Niezależne centrum kultury to znakomity przykład jak niewielkim nakładem finansowym i dużym zaangażowaniem można prowadzić prężną działalność społeczno-kulturalną. Skłot "Elba" jest jednym z nielicznych miejsc w Warszawie otwartych dla inicjatyw nie przynoszących zysku. Od lat promowana jest tu tolerancja, demokracja, kultura niezależna.

piątek, 10 kwietnia 2009

Wielkanocne polowanie na jajka kończy się niewesoło

Poniższa historia pokazuje, że popularne na zachodzie polowanie na jajka może być naprawdę niebezpiecznym zajęciem!

Biedna trzynastoletnia Austriaczka, Carina Faerber, została poważnie ranna kilka dni temu. Powodem była wynikająca z nieświadomości pomyłka. Dziewczyna znalazła wnyki obłożone ptasimi jajami. Uznała, że jajka te znalazły się tam w ramach wielkanocnego konkursu, w którym brała udział, i postanowiła je po prostu wziąć. Niestety, uruchomiła pułapkę, która czekała na jakąś niewinną łasicę, i poważnie pokiereszowała swoją rękę.

Tego typu pułapki na zwierzęta są w Austrii legalne, nie wiedzieć czemu.

piątek, 3 kwietnia 2009

PETA zabiła 95% zwierząt, które były pod opieką organizacji w 2008 roku

Od początku swojej kampanii organizacja uśmierciła 21,339 zwierząt.

Center for Consumer Freedom (CCF) opublikowało na swojej stronie dokumenty, według których PETA zabiła (“uśpiła”) 95% zwierząt będących pod jej opieką w zeszłym roku. Chociaż opinia publiczna oburzona jest działaniami organizacji nie od dziś, grupa „broniąca praw zwierząt” zabijała średnio 5,8 zwierząt dziennie w swojej siedzibie w Norfolk, w stanie Virginia.

Według Virginia Department of Agriculture and Consumer Services (odpowiednik Ministerstwa Rolnictwa), PETA zabiła w zeszłym roku 2 124 zwierzęta, podczas gdy znalazła domy 7 zwierzętom. Od 1998 roku z rąk pracowników PETA zginęło 21 339 psów i kotów.

Pomimo wielomilionowego budżetu (32mln dolarów), PETA nie prowadzi własnego schroniska. Pracownicy organizacji nie podjęli żadnych zauważalnych działań, aby znaleźć domy dla tysięcy zwierząt, które zabijają każdego roku. W zeszłym roku CCF wystosowało petycję w celu przeklasyfikowania statusu PETA na rzeźnię.

Dyrektor badawczy CCF, David Martosko, powiedział: „PETA nie ograniczyła swojej pełnej hipokryzji maszyny zabijania; zamiast tego wymusza na reszcie społeczeństwa swoje fałszywe poglądy o prawach zwierząt. A co z prawami tysięcy kotów, psów oraz szczeniąt i kociąt, które giną z rąk PETA?”.

Martosko dodaje jeszcze: „Jeśli zabijanie zwierząt jest według PETA ok, czemu ktokolwiek miałby słuchać ich argumentów o jedzeniu mięsa, wykorzystywaniu zwierząt do eksperymentów, czy zabieraniu dzieci do cyrków ze zwierzętami?”.

CCF otrzymał dokumenty PETA od Departamentu Rolnictwa stanu Virginia. Dokumenty dostępne są do wglądu na www.PetaKillsAnimals.com.


Co o tym sądzicie? Organizacja zjadająca własny ogon, tak jak WWF? Przecież oni totalnie wypaczają wizerunek organizacji promującej prawa zwierząt. Niezła groteska - makabreska.

PS. Wiem, że CCF jest organizacją fundowaną przez przemysł, i że działania PETA są dla nich niewygodne. Z drugiej strony, PETA jest strasznie cięta na wszelkie schroniska, gdzie nie zabija się zwierząt - oczernia każde z nich, twierdząc, że zwierzęta tam strasznie cierpią, i tak dalej. Super, lepiej zabijmy wszystkie zwierzęta, byle tylko nie cierpiały!

czwartek, 26 marca 2009

Ostatnio przeczytałam...


"Ciuciubabka", Jakub Malukow-Danecki.

Jakub M-D., jak można na tylnej okładce książki przeczytać, to bardzo utalentowany facet: współzałożyciel grupy artystycznej Mama-Ost, redaktor kwartalnika literacko-artystycznego "B-I", poeta od ponad 20 lat, do tego wielokrotnie nagradzany.

Niestety, w książce tego nie widzę. "Ciuciubabka" mnie zmęczyła; książka miała być refleksyjno-filozoficzna, i to widać. To, że miała być. Poza tym, główny bohater, Alex Posen, jest irytującym mizoginem, a ja lubię być w stanie znaleźć jakiś punkt zaczepny między sobą a bohaterami książek. Tu nie tylko Alex, ale i wszyscy inni mnie, nie przymierzając, wkurwiali. Przeczytałam do końca po to, aby móc wydać taki a nie inny osąd z czystym sumieniem.

"Uchodźcy z Korei Północnej. Relacje świadków", Juliette Morillot i Dorian Malovic

Dwójka francuskich reporterów, dobrze znająca język koreański, postanawia "dogłębnie zbadać sprawę i oddać głos tym, którzy jako jedyni mają prawo mówić o Pustelniczym Królestwie - Koreańczykom z Północy". Wynik ich śledztwa daleki jest od przekoloryzowanych przekazów medialnych, historii opowiedzianych przez przyzwyczajonych do mediów, "flagowych" uchodźców z Północy. Marillot i Malovic nie pytają rozmówców bezpośrednio o okrucieństwa, których doznali, lecz o ich młodość, marzenia, o rodzinę. Mimo to, tragedia klęski głodu lat dziewięćdziesiątych oraz obozów pracy obecna jest w prawie każdej historii.

Natomiast Korea Południowa nie pokazana jest jako raj dla uchodźców, nie jest przesadnie gloryfikowana. Organizacjom humanitarnym i władzom tego państwa nie udało się otworzyć ich obywateli na przybyszów z Północy. Uchodźcy zawsze będą dla nich tylko i wyłącznie uchodźcami, przybyłymi z kraju, który doprowadził ich praktycznie do zezwierzęcenia (na ten termin Północni Koreańczycy reagują złością - to, że żyją w strachu nie oznacza, że nie potrafią myśleć) - nikim więcej.

Właśnie to bardzo spodobało mi się w książce - nic nie jest czarno-białe. Polecam.

"Polowaneczko", Tomasz Matkowski

Jego wcześniejszą książką nie byłam wybitnie zachwycona, dlatego też do tej podeszłam dość krytycznie. Przeczytałam w jeden wieczór i nie żałuję! Polecam każdemu, kto chce wiedzieć, jak naprawdę wyglądają polowania, a rozmiar "Farba znaczy krew" Kruczyńskiego uważa za odstraszający. Ton, jak na tak poważny temat, jest całkiem lekki, do tego często ironiczny, wręcz prześmiewczy.

Matkowski przez 20 lat pracował jako tłumacz na polowaniach. Ponieważ był niezbędny do porozumienia się, nikt nie mógł niczego przed nim ukrywać. Miałam przyjemność bardzo niedawno poznać go osobiście i widać, że człowiek po prostu wie, o czym pisze. Opowiadał m.in. o zacietrzewieniu środowiska myśliwskiego: zmierzył się w trakcie audycji w Tok FM z rzecznikiem prasowym PZŁ, panem Matyskiem, który twierdził, że wszystko, co Matkowski napisał, to bzdury, ale książki oczywiście nie czytał ("ja wiem doskonale co tam jest napisane!"). Nie bierz przykładu z pana Matyska, leć do księgarni po "Polowaneczko"! Albo pożycz ode mnie. ;)

"Wyznania zakupoholiczki", Sophie Kinsella

Po serii poważnej literatury (w tym kilku pozycji z zakresu etologii, których nie będę tu omawiać) potrzebowałam czegoś lekkiego i odprężającego. Książka jest zabawna - w ten sam sposób, w jaki zabawne są te wszystkie romantyczne komedie - i pozytywnie rozczulająca. Oczywiście nie ukrywam, że jest również stereotypowa i czarno-biała. Główna bohaterka wciąż popełnia te same błędy, ale na końcu znajduje królewicza z bajki (jakżeby inaczej). Przeczytałam w mniej niż 24 godziny, z powodu choroby. Gdybym była zdrowa, pewnie "Wyznania..." podziałałyby na mnie zamulająco, ale ponieważ smarkam i kaszlę, to (prawie) bezmyślny odpoczynek, taki, jak przy tej książce, był tym, czego naprawdę potrzebowałam. Filmu raczej nie mam zamiaru oglądać, wystarczy mi "Legalna blondynka". ;)

Swoją drogą wiem doskonale, jak wielką przyjemnością są zakupy. Powstrzymanie się jest czasami okropnie trudne! Ale mam wrażenie, że satysfakcja z samokontroli jest większa i trwalsza, niż z nowego, niepotrzebnego zakupu. W tym pierwszym przypadku nie ma przynajmniej wyrzutów sumienia...

wtorek, 24 marca 2009

Sezon rowerowy czas zacząć!

Zaczął się sezon rowerowy – w zeszłym tygodniu. Później nagły powrót zimy spowodował wymuszoną przerwę, która mnie na przykład wprawiła w stan rozgoryczenia. Szok, jaki przeżyłam wyglądając dziś rano przez okno jest trudny do opisania. Gdy patrzę przez okno kamienicy, w której siedzę, nadal trudno mi się z tego szoku otrząsnąć: pogoda zmieniała się drastycznie ze 4 razy, a gdy piszę ten akapit, jest dopiero 16!

W kwietniu natomiast ma być podobno sielsko i anielsko, a kwiecień już bliziutko – warto więc w najbliższy weekend poświęcić nieco czasu swoim rowerom!

Nie jesteś przekonana do tego, czy dasz radę poruszać się rowerem po mieście? Czytaj dalej - i poznaj odpowiedzi na wymówki najczęściej słyszane przed przesiadką na rower (zainspirowane tekstem znalezionym na Wired):

„Gdy jeżdżę do pracy na rowerze, strasznie się pocę!”
Może po prostu wystarczy się zrelaksować w trakcie jazdy? Wyjdź 10 minut wcześniej i nie śpiesz się. Z własnego doświadczenia wiem, że jeśli jadę spokojnie, to nie mam później mokrych plan pod pachami. Jeśli mam podjechać pod Belwederską lub Spacerową, co jest udręką na 12-kilowym holendrze, to po prostu zjeżdżam na chodnik, zsiadam z roweru i podprowadzam go pod górę – dzięki temu przyjeżdżam do pracy całkiem świeża. :)

„Nie mogę słuchać muzyki w trakcie jazdy!”

Mnie też to strasznie irytowało, jednak gdy pewnego razu zostałam potrącona na przejeździe rowerowym (akurat nie miałam wtedy słuchawek), postanowiłam z nich zrezygnować. Wired proponuje kupno rowerowego boomboxa (tylko 80$!) a keetsa proponuje sprzęt muzyczny zasilany energią wiatru, ale mnie to rozwiązanie nie kręci. Wolę, aby ludzie schodzili ze ścieżki, gdy dzwonię dzwonkiem, a nie gapili się w osłupieniu na pedałujące źródło muzyki. Chociaż nie powiem, pomysł bardzo fajny, szczególnie, gdy tak jak ja, jeździsz po mieście głównie w grupie.

Małe grzeszki się podobno wybacza, więc o ile nie jeździsz codziennie Alejami Jerozolimskimi, to jedna słuchawka z cicho włączoną muzyką nikomu krzywdy nie zrobi. Robiłam gorsze rzeczy na rowerze i przeżyłam (aczkolwiek zmądrzałam i wiem teraz, że te rzeczy były głupie).

„Mam za dużo rzeczy do noszenia!”

Na szczęście, pewni mądrzy ludzie wymyślili rowerowe koszyki i bagażniki. Praktycznie każdy sklep rowerowy (a jeśli nie, to allegro.pl na pewno) ma w asortymencie chociaż kilka rodzajów. Ja mam wiklinowy koszyk z przodu, a do tylnego bagażnika przyczepię co trzeba zestawem ekspanderów. Gdy w środku lata jeździmy z Jakubem na bazar po warzywa, przymocowuję ekspanderami skrzynkę.

„Jazda rowerem jest niebezpieczna!”

Jasne, że jest – jeśli nie myślisz w trakcie jazdy. ;) Jazda ścieżkami rowerowymi i mniej ruchliwymi ulicami nie powinna stanowić zagrożenia dla życia i zdrowia, jeśli przestrzegasz zasad ruchu drogowego i masz dobrze oświetlony rower.

W większości przypadków wystarcza zwykłe dynamo. No chyba, że pada. Wtedy niestety trzeba wyjąć te zasilanie bateriami światełka. I błagam, jeśli uprzesz się na migające tylne światełko, to niech ono miga z prędkością stroboskopu, a nie sygnalizacji świetlnej. Wtedy jesteś po prostu niewidoczny.


Nie musisz od razu skakać na głęboką wodę!

Możesz wybrać sobie jeden dzień w tygodniu i konsekwentnie jeździć wtedy na rowerze. To nie musi być dzień pracujący – możesz udać się rowerem na zakupy, albo na relaksującą wycieczkę. Im więcej będziesz jeździć, tym przyjemniejsza będzie to czynność. Jeśli masz samochód i nim zazwyczaj podróżujesz do roboty, czy gdziekolwiek, to regularna jazda rowerem pozwoli Ci bardziej zrozumieć zachowanie rowerzystów. Może zmienisz niektóre swoje zwyczaje?


Z lenistwa zdjęcia wzięłam z sxc.hu

piątek, 20 marca 2009

Pomóż potrąconym.

Cudowna kampania Fundacji Arka. Poruszający wyobraźnię i wzruszający plakat:



EDIT: No dobra, jak spojrzałam na plakat na dobrym monitorze to zaczynam zauważać jego mankamenty, np. nie najlepszą jakość, ale sam pomysł jest bardzo, bardzo ciekawy. No i tematyka działania - ile jest organizacji pomagającym potrąconym zwierzętom? Kierowca ma obowiązek pomóc ofierze, niezależnie od gatunku, ale gdzie niby należy zadzwonić w celu uzyskania pomocy ambulatoryjnej? W Warszawie jest jakieś prywatne pogotowie dla zwierząt, ale w innych miastach? No i ilu kierowców przestrzega tego prawa?

To jest wegańskie!

Hej!

Rozpoczynam nowy dział na blogu - mam nadzieję, że pójdzie lepiej, niż z cyklem lubię poniedziałki. Natchnęło mnie do tego znalezisko, jakiego dokonałam zachodząc do sklepu przed udaniem się do pracy.

Proszę Państwa, przedstawiam Wam obłędne...

MALINKI!



Wbrew nazwie "landrynki", cukierki są naprawdę miękkie i łatwo je rozgryźć. Słodka, cukrowa otoczka i nieco kwaskowaty smak środka - całe 90g za 1,80! Opakowanie jest przezroczyste i minimalistyczne - czyli wszystko tak, jak trzeba.

Zwróciłam na nie uwagę, ponieważ robi je moja ukochana firma Hildebrand (niestety, nie są spokrewnieni z tym Hildebrandem), która ma też w ofercie mnóstwo przepysznych marcepanów.

Skład: cukier, syrop glukozowo-fruktozowy, regulator kwasowości - kwas cytrynowy E330, aromaty naturalne i identyczne z naturalnymi, barwniki syntetyczne: E124*, E110**.

*Czyli czerwień koszenilowa - wegańska wersja koszenili, barwnika pozyskiwanego z robaczków.
** Tzw. "sunset yellow" (poważnie, barwniki mają obecnie nazwy jak kolory farb Śnieżki...)

środa, 18 marca 2009

Koktajl ekstatyczno-irytacyjny.

Strasznie się ostatnio stresuję (według niektórych to nic nowego...), zarazem (tajemnie) chodzę podekscytowana. Zaczynam wprowadzać w życie kilka ciekawych projektów dotyczących kampanii, którą koordynuję. Robię dużo rzeczy po raz pierwszy i obawiam się ciągle, czy robię to dobrze i czy podołam.

Próbuję stworzyć właśnie scenariusz – swój pierwszy w życiu – a raczej dopiero jakieś streszczenie, na bazie którego ten scenariusz stworzę, i czuję wszystkimi synapsami, że doprowadziłam siebie do stanu artystycznego zardzewienia.

Tak to jest jak przez zimę zamiast szyć i ćwiczyć rysunek spędzałam wieczory przed kompem, czytając blogi ludzi, którzy szyją i ćwiczą rysunek i grafikę komputerową, zachwycając się i zazdroszcząc im nieco ciekawych pomysłów. Umysł przestawił mi się z tworzenia na chłonięcie.

Jakieś dobre strony z poradnikami? „Jak nauczyć się php w 7 dni przez sen”, czy „Jak obudzić w sobie drzemiącego demona [tu wstaw interesującą Cię dziedzinę]”?

wtorek, 17 marca 2009

Luksus i cierpienie - świetna kampania społeczna.




Czekam na podobne kampanie w Polsce. Ta pojawiła się w Niemczech.