niedziela, 21 stycznia 2007

Pasuje do kapci, nie?

Udałam się dzisiaj do Milanówka po wymarzony rower swój: holenderska miejska damka Arabella.

To po lewej to zdjęcie poprzedniego właściciela. W sensie nie jego samego, ale robione przez niego. Kurcze, nie oddaje w pełni jego piękna... Roweru znaczy się, nie właściciela. Który swoją drogą był bardzo, bardzo miły, spuścił z ceny troszkę nawet.

Kocham rowery miejskie. Są absolutnie komfortowe, proste w budowie i nawet jeżeli wyjściowo nie wyglądają fenomenalnie, to wkładając w nie odrobinę pracy można stworzyć cudeńko. Tak jak Dr Frankenstein, tylko z lepszymi szwami.


No... Trochę rdzewieje, ale tak jak pisałam, odrobina pracy. I u-lock Kryptonite'a. Obowiązkowo.



PS. W sumie to powinnam również wspomnieć, że koła mają 28", że są trzy biegi w torpedzie Sachs - interesujące jest to, że aby zmienić biegi trzeba przestać pedałować, odwrotnie niż w innych rowerach.

Brak komentarzy: