wtorek, 20 marca 2007

Miastomania.

Szłam wczoraj ulicą. Ulicą Gagarina dla tych, którzy lubią szczegóły. Ulica Gagarina jest szeroka. Taka przyjaźnie płaska. Myślę, że tak właśnie wyobrażali sobie ulice przyszłości budowniczowie gospodarek ‘idealnie’ socjalistycznych. Szeroka, otwarta przestrzeń, pasy zieleni. Można odetchnąć. Można pójść na spacer. Mimo, że to miasto. Mimo, że samochody, spaliny i bloki wokół. Jest miło.

Poszłam więc na spacer ulicą Gagarina. Obserwowałam ruch. Samochody, autobusy, rowery, pieszych; zmiany świateł. A wszystko to było takie spokojnie spacerujące. Słońce powoli zachodziło. Ruch był płynny. Ruch słońca, pojazdów, ludzi. Mój ruch. Ruch miejski sunął cicho, według jasnych zasad, bez niedomówień. Płynął kojąc zmysły. Niespieszne przemieszczanie się pod różowawym niebem. W Warszawie. Spokój większy niż wiejska sielanka.

Nie znoszę stereotypów.

Przez kompletny przypadek, jak to w życiu bywa, trafilam na miastomania.org. Miastomania w wyjątkowy, nietuzinkowy sposób maluje Warszawę; autorzy tego ciekawego projektu definiują siebie tak. Pytanie brzmi: Czemu w ogóle powstała?

Wszystko zaczęło się tutaj, na przystanku tramwajowym Biblioteka Narodowa 03.

A było to tak…

On: Wysiadamy.
Ona: Tutaj?
On: Tak.

Wysiadamy.

Ona: Jeszcze nigdy tu nie wysiadałam.
On: To pierwszy raz masz już za sobą.
Ona: Hmm…W sumie fajnie by było zwiedzić wszystkie przystanki.
On: Trochę to potrwa. Pewnie ze dwa lata.
Ona: 2 lata? Mamy całe studia. Damy radę!
On: Kto jak nie my.
Ona: Można by było je wszystkie obfotografować, opisać…
On: I zrobić z tego bloga.
Ona: Bloga? Taak, to jest dobra idea.
On: To jaki adres?
Ona: Przystanki.blog.pl?
On: Przystanek?

W końcu urodziła się miastomania.org. I oto jesteśmy.


Pierwszym, na co trafiłam, i co mnie absolutnie urzekło, był właśnie blog o warszawskich przystankach. Inne, "oddolne", spojrzenie na Warszawę. Bo Miasta nie definiują przecież jego wieżowce ani ekskluzywne hotele - miasto definiują jego przystanki i kosze na śmieci; to one na swój sposób żyją, prawda? W odróżnieniu od drzwi obrotowych w Arkadii czy tych wspominanych już wcześniej obleśnych plastikowych gwiazdek w Wola Parku, zaprojektowanych przez grubą kasę. Tam, gdzie dzieje się "prawdziwe życie" - życie codzienne, nieskrępowane, życie które masz przed oczami, a nie to wystylizowane z kolorowych gazet - tam jest Miasto. Kiedyś zauważył to Baudelaire, rewolucjonizując poezję, dzisiaj mnóstwo osób o tym zapomina, marząc złudnie o mieście wysokościowców, ugrzecznionych brukowanych alejek i reklam na autobusach.

Pomimo, że zdjęcia przystanków w pewnym momencie zaczynają nużyć swoim podobieństwem, całe przedsięwzięcie nadal pozostaje wartym bliższego poznania, a znudzenie zdjęciami mówi też przecież sporo o samym Mieście. Jeżeli wierzyć zawartości bloga, w Warszawie jest 1650 zespołów przystankowych, a w każdy wchodzi 1-40 przystanków. Trudno nie poczuć się dziwnie, mając ich tyle w jednym miejscu. Trudno też, aby każdy wyglądał inaczej. Oczywiście, ich różnorodność definiują nie tylko ich własne kształty czy kolory, ale w większej mierze różnorodność tła, w które zostały albo umiejętnie wkomponowane, albo brutalnie wrzucone. Jeżeli to właśnie tło zaczyna nużyć, co to oznacza dla Miasta?

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

cZeHsC!!111!!
aLe ffFFaJoFskI bL0g mAsHH!!1!11jeden!1!!
=) ;-*******~~~~~~ i w ogole ;-]

Fajny blog, fajny wyglad, tresc najlepsza! ;-)