W tym roku między 14 a 20 maja już po raz trzeci odbędzie się Ogólnopolski Tydzień Wegetarianizmu. Każdy będący w temacie wie, że za całym pomysłem oraz jego organizacją stoją Stowarzyszenie Empatia i Fundacja Viva.
Spojrzenie w przeszłość
Nie ma co ukrywać, wydarzenie tego typu trzy lata temu było czymś naprawdę wyjątkowym – co jak co, ale masowe (w zamierzeniu) wegetariańskie imprezy w Polsce nie miały wcześniej miejsca.
W zeszłym roku podczas TW w samej stolicy odbyło się całkiem sporo interesujących wydarzeń: był koncert, wykład o wegetarianizmie w sporcie, bardzo kolorowy happening z rozdawaniem jabłek, konferencja prasowa, festyn na Podzamczu, cooking clash, pokaz gotowania, przejazd rowerowy... Niektóre z wydarzeń odniosły spory sukces, jak np. cooking clash (czyli wegańska bitwa kulinarna w Jadłodajni Filozoficznej, z akompaniamentem m.in. LeOnOffu), pokaz gotowania i koncert (Bora, Faust Again, The Fight; frekwencja dopisała), inne niestety okazały się klapą (tak jak przejazd, który w końcu nie doszedł do skutku). Czemu tak się stało? Być może były źle zorganizowane lub niedostatecznie nagłośnione, być może po prostu nie są typem imprez, które przy obecnym stanie świadomości społeczeństwa polskiego są w stanie przyciągnąć odpowiednią dla ich powodzenia liczbę osób.
Dzisiaj i jutro
W tym roku przy organizacji TW warto byłoby spróbować wyjść poza dwie organizacje. Nie dlatego, by robiły coś złego – nikt tego nie zarzuca, wręcz przeciwnie – ale oczekiwanie, że zrobią wszystko same, jest dosyć złudne; niedobory w finansach (czego się łatwo domyśleć) oraz w ludziach skutecznie to uniemożliwiają. Fakt, że w TW co roku bierze udział ponad 100 miast, jest godny podziwu, ale z drugiej strony, dużo miast robi to w dosyć bierny sposób, ograniczając się do rozdawania ulotek. Powodów tak skromnych obchodów jest wiele i tym, nad którym warto spędzić dłuższą chwilę, jest brak pomysłów (zdarzyć się to może każdemu, nie jest to więc żaden zarzut) – jest to problem najprostszy do rozwiązania.
Wbrew pozorom, zorganizowanie czegokolwiek na TW nie jest czymś trudnym. Nie musi to być od razu coś na wielką skalę, a kilka przykładów poniżej posłuży – mam nadzieję – jako inspiracja. Większość z nich to przykłady z życia wzięte, czyli ktoś już kiedyś coś takiego zorganizował.
Dla uczniów: zawsze można porozmawiać z nauczycielem biologii, etyki, czy wychowawcą, i poprosić o czas na lekcji. Można pokazać wtedy jakiś krótki film (PETA ma kilka interesujących, część jest przetłumaczona na polski; zazwyczaj tekstu jest niedużo, więc domowe tłumaczenie też wchodzi w grę), zrobić pogadankę lub po prostu krótką prezentację wegetarianizmu (fajnie wtedy skoncentrować się na obalaniu kilku najbardziej popularnych stereotypów). Odrobina wysiłku, i efekt może być całkiem interesujący.
Jeżeli jesteśmy w posiadaniu, lub mamy dostęp do odpowiedniego sprzętu, możemy zorganizować pokaz filmów. W szkole, bibliotece (wystarczy pogadać, biblioteki nie mają się najlepiej więc każda forma rozreklamowania będzie im naprawdę na rękę), klubie, na powietrzu, lub nawet tylko dla znajomych. Skąd wziąć filmy? Poszukaj na stronach PETY lub napisz do Vivy. Warto się tylko zastanowić nad przekazem filmów – czy powinien on być pozytywny, czy negatywny (filmy z rzeźni, etc). Są różne podejścia do tej kwestii, każda dobrze uargumentowana i każda adekwatna dla pewnych sytuacji, wszystko więc zależy od zdania organizatora.
Potluck*. Potlaki to świetna, maksymalnie pozytywna zabawa. I, tak jak wyżej – miejsce i rozmach zależnie od możliwości, ale jeżeli dopisuje pogoda (a w maju zazwyczaj dopisuje), to specjalne miejsce nie jest potrzebne, bo piknik w parku organizuje się praktycznie sam; wystarczy rozwiesić kilka plakatów w widocznych miejscach (pamiętając o uprzejmej prośbie o weg*ańskość przynoszonych potraw) i zebrać deklaracje bycia na bank od kilku znajomych. Jedzenia zawsze starcza i należy spodziewać się zainteresowania przechodniów, którym wyjaśnić można okazję i cel spotkania.
I pamiętaj – nie wszystko robi się dla mediów.
Jak dotrzeć do nie-wegusów?
Pytanie to zjawia się przy TW (oraz przy każdym pokazie filmów, szczerze mówiąc) od samego początku. Moim zdaniem, najłatwiej dotrzeć do nie-wegetarian organizując wszelkiego rodzaju imprezy związane z gotowaniem i degustacjami. Trudniej – przy wykładach, odczytach czy warsztatach (w tych wypadkach wszystko zależy od miejsca oraz sławy wykładającego). Łatwiej – przekazem lekkim i pozytywnym, trudniej – kiedy chcemy przełamać jakiś stereotyp lub dać do myślenia. Jeżeli traktujemy TW jako wydarzenie, które nie umrze po kilku latach, lecz będzie pewnikiem corocznego majowego kalendarza imprez, to warto na początek skoncentrować się na przekazach prostszych, co roku przemycając coraz „cięższe” informacje. W końcu cel, jaki sobie każdy uczestnik TW stawia, jest jak najbardziej długofalowy, i nie da się osiągnąć go w przeciągu jednego roku.
----
*Dla nie będących w temacie - potlak to impreza, na którą każdy przynosi zrobione przez siebie jedzenie (w ostateczności mogą to być owoce/warzywa/soki, z wmówienia sobie braku umiejętności kucharskich lub innych powodów).
Spojrzenie w przeszłość
Nie ma co ukrywać, wydarzenie tego typu trzy lata temu było czymś naprawdę wyjątkowym – co jak co, ale masowe (w zamierzeniu) wegetariańskie imprezy w Polsce nie miały wcześniej miejsca.
W zeszłym roku podczas TW w samej stolicy odbyło się całkiem sporo interesujących wydarzeń: był koncert, wykład o wegetarianizmie w sporcie, bardzo kolorowy happening z rozdawaniem jabłek, konferencja prasowa, festyn na Podzamczu, cooking clash, pokaz gotowania, przejazd rowerowy... Niektóre z wydarzeń odniosły spory sukces, jak np. cooking clash (czyli wegańska bitwa kulinarna w Jadłodajni Filozoficznej, z akompaniamentem m.in. LeOnOffu), pokaz gotowania i koncert (Bora, Faust Again, The Fight; frekwencja dopisała), inne niestety okazały się klapą (tak jak przejazd, który w końcu nie doszedł do skutku). Czemu tak się stało? Być może były źle zorganizowane lub niedostatecznie nagłośnione, być może po prostu nie są typem imprez, które przy obecnym stanie świadomości społeczeństwa polskiego są w stanie przyciągnąć odpowiednią dla ich powodzenia liczbę osób.
Dzisiaj i jutro
W tym roku przy organizacji TW warto byłoby spróbować wyjść poza dwie organizacje. Nie dlatego, by robiły coś złego – nikt tego nie zarzuca, wręcz przeciwnie – ale oczekiwanie, że zrobią wszystko same, jest dosyć złudne; niedobory w finansach (czego się łatwo domyśleć) oraz w ludziach skutecznie to uniemożliwiają. Fakt, że w TW co roku bierze udział ponad 100 miast, jest godny podziwu, ale z drugiej strony, dużo miast robi to w dosyć bierny sposób, ograniczając się do rozdawania ulotek. Powodów tak skromnych obchodów jest wiele i tym, nad którym warto spędzić dłuższą chwilę, jest brak pomysłów (zdarzyć się to może każdemu, nie jest to więc żaden zarzut) – jest to problem najprostszy do rozwiązania.
Wbrew pozorom, zorganizowanie czegokolwiek na TW nie jest czymś trudnym. Nie musi to być od razu coś na wielką skalę, a kilka przykładów poniżej posłuży – mam nadzieję – jako inspiracja. Większość z nich to przykłady z życia wzięte, czyli ktoś już kiedyś coś takiego zorganizował.
Dla uczniów: zawsze można porozmawiać z nauczycielem biologii, etyki, czy wychowawcą, i poprosić o czas na lekcji. Można pokazać wtedy jakiś krótki film (PETA ma kilka interesujących, część jest przetłumaczona na polski; zazwyczaj tekstu jest niedużo, więc domowe tłumaczenie też wchodzi w grę), zrobić pogadankę lub po prostu krótką prezentację wegetarianizmu (fajnie wtedy skoncentrować się na obalaniu kilku najbardziej popularnych stereotypów). Odrobina wysiłku, i efekt może być całkiem interesujący.
Jeżeli jesteśmy w posiadaniu, lub mamy dostęp do odpowiedniego sprzętu, możemy zorganizować pokaz filmów. W szkole, bibliotece (wystarczy pogadać, biblioteki nie mają się najlepiej więc każda forma rozreklamowania będzie im naprawdę na rękę), klubie, na powietrzu, lub nawet tylko dla znajomych. Skąd wziąć filmy? Poszukaj na stronach PETY lub napisz do Vivy. Warto się tylko zastanowić nad przekazem filmów – czy powinien on być pozytywny, czy negatywny (filmy z rzeźni, etc). Są różne podejścia do tej kwestii, każda dobrze uargumentowana i każda adekwatna dla pewnych sytuacji, wszystko więc zależy od zdania organizatora.
Potluck*. Potlaki to świetna, maksymalnie pozytywna zabawa. I, tak jak wyżej – miejsce i rozmach zależnie od możliwości, ale jeżeli dopisuje pogoda (a w maju zazwyczaj dopisuje), to specjalne miejsce nie jest potrzebne, bo piknik w parku organizuje się praktycznie sam; wystarczy rozwiesić kilka plakatów w widocznych miejscach (pamiętając o uprzejmej prośbie o weg*ańskość przynoszonych potraw) i zebrać deklaracje bycia na bank od kilku znajomych. Jedzenia zawsze starcza i należy spodziewać się zainteresowania przechodniów, którym wyjaśnić można okazję i cel spotkania.
I pamiętaj – nie wszystko robi się dla mediów.
Jak dotrzeć do nie-wegusów?
Pytanie to zjawia się przy TW (oraz przy każdym pokazie filmów, szczerze mówiąc) od samego początku. Moim zdaniem, najłatwiej dotrzeć do nie-wegetarian organizując wszelkiego rodzaju imprezy związane z gotowaniem i degustacjami. Trudniej – przy wykładach, odczytach czy warsztatach (w tych wypadkach wszystko zależy od miejsca oraz sławy wykładającego). Łatwiej – przekazem lekkim i pozytywnym, trudniej – kiedy chcemy przełamać jakiś stereotyp lub dać do myślenia. Jeżeli traktujemy TW jako wydarzenie, które nie umrze po kilku latach, lecz będzie pewnikiem corocznego majowego kalendarza imprez, to warto na początek skoncentrować się na przekazach prostszych, co roku przemycając coraz „cięższe” informacje. W końcu cel, jaki sobie każdy uczestnik TW stawia, jest jak najbardziej długofalowy, i nie da się osiągnąć go w przeciągu jednego roku.
----
*Dla nie będących w temacie - potlak to impreza, na którą każdy przynosi zrobione przez siebie jedzenie (w ostateczności mogą to być owoce/warzywa/soki, z wmówienia sobie braku umiejętności kucharskich lub innych powodów).
3 komentarze:
http://www.explosm.net/comics/876/
;/
Hahaha :)
Cyanide & Happiness <3
A skoro juz jestesmy przy tego typu komiksach...
http://www.geekculture.com/joyoftech/joyimages/932.gif
Heheh świetne :) już pierwszy wkurzający wegan był za Mojżesz-a :)))
Prześlij komentarz