poniedziałek, 30 kwietnia 2007

Świat w moim sercu, świat w sercu mym.

Właśnie wróciłam do domu. W skrócie: mam obtartą powiekę (dostałam czubkiem glana w lewe oko. Naprawdę. Na szczęście było wtedy zamknięte i już nie piecze.), siniak na łuku brwiowym (chyba jakiś łokieć), lepi się do mnie ubranie (od potu, który po drodze do domu skutecznie mnie ochłodził), zgubiłam opaskę do włosów i badzik Atari Teenage Riot, mam zdarte gardło od singalongów... słowem: pożegnalny koncert April!

Jestem przepełniona pozytywnymi emocjami pomimo tego, że akustyk dziś wieczorem nawalił totalnie. Wokal ciągle był za cicho albo nie było go w ogóle.

Pierwszy raz widziałam tyle ludzi przed Aurorą, aż dziw mnie bierze, gdy sobie pomyślę, że się wszyscy zmieścili w środku. Ścisk był niemały, a podczas występu April naprawdę brakło powietrza.

Wszystkie zespoły poza Regresem widziałam na żywo po raz pierwszy (wstyd przyznać, ale takie okoliczności); Oreiro bardzo mi się spodobało, Jesus Crost trochę mniej. Regres dał jak zwykle fantastyczny koncert, April wymyka się skali ocen.

Tak jak wspomniałam wyżej, akustyk miał szczęście, że nie został zlinczowany. Przerwa między Regresem a April była niemożliwie długa, i koniec końców April zagrali koncert... bez mikrofonu. Z jednej strony - niezła wtopa, wiadomo, gwiazda wieczoru bez wokalu; z drugiej jednak - był to pożegnalny koncert kapeli, której teksty piosenek wszyscy na sali znali praktycznie na pamięć. Unikalne uczucie, gdy dwieście (?) osób spiewa zgodnie piosenka za piosenką, a każdy z osobna ma taką samą siłę przebicia, jak wokalista. Cóż, to się nazywa prawidłowy singalong. Niezapomniane.

No i zabawa, przez większość część koncertu dosyć agresywna (dawno nie widziałam tyle schlanych osób na gigu, i to jeszcze strejtedżowego zespołu), na April przybrała łagodniejszy, acz nie mniej energiczny ton.

Nie robiłam żadnych zdjęć, ale nie żałuję. Po pierwsze dlatego, że - znając moje szczęście - ktoś podeptałby mi aparat, a po drugie, nie mogłabym się skoncentrować na zabawie. Kilka osób robiło jednak fotorelację, a linki znaleźć można na odpowiednim wątku forum hard-core.pl.

Pożegnalny koncert April wszedł do trójki najlepszych koncertów, w których brałam udział. Pierwszy to Children of Fall (rozpadli się) na (nie istniejącej już dosyć długo) Fabryce; drugi to Noc Walpurgii w CDQ ze Złodziejami Rowerów (jeszcze istnieją) i Amandą Woodward (grającą o piątej nad ranem - też wyjątkowy, zaspany i podwodny, nastrój).

Idę spać i mam nadzieję dzisiejszy dzień utrwalić w swej pamięci na jak najdłużej.

(1 maja, Post Scriptum)
Cieszyć się każdym
dniem swego życia
To jest naprawdę to czego chcę
Twoją radością zarażać siebie
Radością swoją
Zarażać Cię
By w każdy dzień nie dać się
Po każdym upadku móc szybko wstawać
Umysł mieć jasny by widzieć cel
Życie jest takie jakim go chcemy
To żadna mądrość � to prosty fakt
I w każdy dzień nie daj się !!!

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

APRIL NIGDY NIE BYł ZESPOłEM STRAJDEDżOWYM - POZDRAWIAM - APRIL BOY

m. pisze...

Kurcze, zawsze mi sie wydawalo, ze byl... jezeli faktycznie popelnilam blad, to przepraszam :)